23.06.2010 – 04.07.2010 – Czechy, Austria, Włochy, Szwajcaria, Liechtenstein, Niemcy

Pomysł na Alpy pojawił się niemalże rok wcześniej na zlocie w Ga-Pa. Po zimowych przygotowaniach, szczególnie sprzętowych i ustalaniem tras, na początku maja skrystalizował się skład ekipy. Niestety nie był on taki, jak wstępnie zakładaliśmy.

– 23 czerwca (środa) – I dzień:
Ruszamy w 3 motocykle i 4 osoby, o 3 rano 23 czerwca i kierujemy się przez Kołbaskowo, Berlin i Drezno do Pragi. Tego dnia nawijamy ok. 820 km.
W Pradzie szybkie zwiedzanie starówki, czyli Hradczany i oczywiście Most Karola. Kończymy nocnym pokazem baletu w Krizikovej Fontannie.
Praga pomimo kilku rozczarowań jest bardzo pięknym miastem i z całą pewnością trzeba tam spędzić więcej czasu.

– 24 czarwca (czwartek) – II dzień:
Rankiem szybkie pakowanie, a następnie austosdradą D5 kierujemy się na przejście graniczne z Niemcami w Zeleznej Rudzie.
Po krótkim postoju na kawkę i pysznego kucha u znajomych w Winzer, śmigamy przez Salzburg w rejon Parku Narodowego Berchtesgaden, gdzie rzutem na taśmę i ostatnim odjeżdżającym autobusem wspinamy się do letniej villi Kehlstein ufundowanej Adolfowi Hitlerowi przez naród austriacki.
Następnie kołem wokół Parku przekraczamy granicę z Austrią i logujemy się na kepmingu w Zell am See, gdzie przywitaliśmy sporo rodaków. Tego dnia przejechaliśmy ponad 500 km.

– 25 czarwca (piątek) – III dzień:
Zaczynają się typowe Alpy i agrafki 🙂 Po zrzuceniu bagaży na kempingu jedziemy w kierunku mekki motocyklistów, czyli trasy Grossglocknerstrasse. Następnie przez miejscowość Obervellach i Apittal a.d. Drau przejeżdżamy kolejną trasę alpejską Nocklamstrasse, po czym przez Altenmarkt witamy pod skocznią narciarską w Bischofschofen. Lądujemy na kempingu późnym popołudniem. Nawijamy ponad 300 km.

– 26 czerwca (sobota) – IV dzień:
Po rannym pakowaniu majdanu na biwaku, kierujemy się przez Mittersill na trasę alpejską Gerlosstrasse. Tam sesja zdjęciowa pod najwyższym wodospadem Europy – Krimmer i na przełęczy Gerlos, po czym przez Lienz, drogą wiodącą wzdłuż przepięknych winnic wspinamy się na przełęcz Passo Stalle łączącą Austrię z Włochami.
Po przerwie na śniegu, przez Valdaorę rozbijamy obozowisko na kempingu w San Cassiano. Nawijamy kolejnych 300 km.

– 27 czerwca (niedziela) – V dzień:
Tego dnia rankiem przytrafiło się trochę szczęścią, ponieważ po zaliczeniu przełęczy Grodner, Sella, Pordoi, na przełęczy Campolongo okazało się, iż trasy są zamknięte dla kolarzy, którzy mieli swój rajd. Całodniowy pobyt na górze wraz z innymi turystami się nie uśmiechał, więc cichutko omijamy blokadę i okrężną drogą poprzez przełęcz Fedaia lądujemy na kempingu.
Po śniadaniu postanawiamy zrobić sobie luźniejszy dzień i poprzez przełęcz Valparola docieramy do przełeczy Falzarego, gdzie wjeżdżamy kolejką linową na piękną górę. Po odpoczynku na śniegu jedziemy do Cortina d’ Ampezzo na typowo włoski obiad, czyli pizzę. W drodze powrotnej przejechaliśmy przez przełęcz Giau oraz ponownie Valparola. Zaliczone prawie 200 km.

– 28 czerwca (poniedziałek) – VI dzień:
Po spakowaniu namiotów kierujemy się przez Bolzano i Merano, piękną doliną z winnicami w stronę granicy Włoch ze Szwajcarią, którą przekroczyliśmy na przełęczy Stelvio.
Następnie poprzez Zernez, jedziemy w stronę Sankt Moritz, gdzie rozbijamy na jedną noc obóz.
Wieczorem zobaczyliśmy tamtejszą zabytkową olimpijską skocznię narciarską oraz centrum miasta.
Tego dnia przejechaliśmy ok. 280 km.

– 29 czerwca (wtorek) – VII dzień:
Po spakowaniu kierujemy się poprzez Savognin, Thusis, Arbedo, Biasce oraz przełęcz S. Bernardino na piękny kemping w Muster. Przejechaliśmy ok. 300 km.

– 30 czerwca (środa) – VIII dzień:
Tego dnia robimy super trasę przez przełęcze Oberappass, Furkapass, Grimselpass oraz Sustenpass.
Na obiad zlądowaliśmy we Fluelen, gdzie też wykąpaliśmy się w jeziorze Urner See.
Był to jedyny dzień wyprawy, gdzie padało przez 1,5 godziny.
Przejechaliśmy ok. 300 km (choć są do tego małe wątpliwości 😉 )

– 1 lipca (czwartek) – IX dzień:
Ciepło!!! Po spakowaniu majdanu kierujemy się bocznymi drogami przez
Księstwo Liechtenstein, gdzie trafiliśmy na wojskowe manewry, na Bregenz oraz przez trasę Alpenstrasse do Garmisch-Partenkirchen.
Odbywał sie tam jubileuszowy – X zlot motocykli BMW.
Tego dnia żar bijący z nieba nie miał litości i nawet tunele pod górami były gorące. Przejechane ok. 350 km.

– 2 lipca (piątek) – X dzień:
Cały dzień na bazie zlotu, gdzie spotkaliśmy Kasię i Pawła z Wronek oraz starego znajomego Ryśka z Kielc wraz z żoną. Zlot bardzo udany i podobny do wcześniejszych, tylko z każdym rokiem przybywa interesujących wystawców.

– 3 lipca (sobota) – XI dzień:
Ciepło!!! Postanawiamy wyjechać jeden dzień wcześniej. Po spakowaniu namiotów spędzamy kilka godzin w znajdującej się niedaleko miejskiej pływalni.
Po ochłodzeniu, ok. godz. 15.30 ruszamy autostradą nr 9 na Berlin.
Zwycięstwo Niemiec nad Argentyną było widoczne szczególnie w Berlinie, gdzie większość świętowała wejście do półfinałów na ulicy.

– 4 lipca (niedziela) – XII dzień:
W nocy, za Berlinem, postanawiamy się rozdzielić. Kasia z Darkiem jadą na nocleg do znajomych, zaś „dwa Sławki” jadą na raz do domów. Mijamy tablicę oznajmiającą wjazd do Sierakowic o 3.30. nawijamy kolejne 1200 km.
Kasia z Darkiem dojechali do domu tego samego dnia po południu.

Podsumowanie:
Celowo nie opisujemy wrażeń z wyjazdu, ponieważ nie da się ich w prosty sposób ubrać w słowa. Wyjazd bardzo udany! Było REWELACYJNIE!!! Widoki zapierające dech w piersiach, a zakręty wspaniałe!
Będąc na miejscu nabieramy szacunku do potęgi gór oraz przepięknej przyrody.
Z całą pewnocią tam wrócimy ponieważ zostało jeszcze wiele do zobaczenia.
Strat w ludziach oraz poza małą przygodą, w sprzęcie nie odnotowano. Motocykle sprawowały się bez zarzutu znosząc trudy podjazdów na przełęcze.
Korzystaliśmy wyłącznie z kempingów, których jest tam pełno i stoją na bardzo wysokim poziomie.
Podczas niezapomnianej przygody nawinęliśmy łącznie na liczniki niemalże 5000 km.
Najtaniej było w Austrii, gdzie paliwo kosztowało nas mniej niż w Polsce, zaś najdroższym krajem okazały się Włochy.
Optymiści, którzy twierdzą, że Suzuki nie pali oleju – – są w błędzie 😉
Koszt wyprawy można określić na niecały 1 zł/1 km trasy od osoby. Przy braku szaleństw w restauracjach można zejść nawet sporo poniżej.