Relacje
W dniach 11-13 września 2009 roku, w Lubrzy gościliśmy na zakończeniu sezonu motocyklowego Blue Knights Poland organizowanego przez braci z chapteru III. Poza stałą ekipą, w trasę pierwszy raz wyruszyli z nami Basia ze Sławkiem na swoim wiernym „Bondzie”.
Na miejscu przygotowano nam 2 wieczory taneczne, które zapewniły super zabawę.
W sobotę rano nie skorzystaliśmy z możliwości spływu kajakami, lecz wybraliśmy się w rejon Międzyrzeckiego Rejonu Umocnień, gdzie przewodnik „Tyranius Wielki”, niewybaczący braku uwagi oprowadził nas po podziemnych korytarzach tamtejszcyh bunkrów. Było również ostre strzelanie z T-34 oraz atak na działa przeciwpancerne…. strat własnych nie odnotowano…
Wieczorem, po festiwalu dowcipów nastąpiło tradycyjne zebranie Zarządów oraz zabawa do rana.
Impreza bardzo udana!!! Szkoda tylko, iż nie pojawili się przedstawiciele wszystkich oddziałów.
Relacje
W piątkowy wieczór, 18 sierpnia w Sierakowicach zaroiło się od motocykli. W paradzie ulicami miejscowości uczestniczyło kilkaset najróżniejszych maszyn przyciągając uwagę mieszkańców.
Po sparaliżowaniu całkowitym ruchu zawitaliśmy krótko na rynku, po czym kawalkada wyruszyła na miejsce zlotu.
Tam organizator zapewnił muzykę live, konkursy, bar, napitki oraz błotny tor do szaleństw na swoich maszynach.
Kto chciał mógł skorzystać z darmowej myjni w postaci strażackiej sikawki.
Zlot, jak na pierwsze tego typu spotkanie, bardzo udany a liczba uczestników z całą pewnością przewyższyła najśmielsze oczekiwania.
W przyszłym roku organizator zapowiedział powtórkę imprezy, jednak tym razem w innym miejscu i na cały weekend.
Relacje
Po załatwieniu super pogody na weekend, w piątkowe popołudnie wyruszyliśmy z Kartuz do Swornegacie, gdzie planowaliśmy rozpoczęcie trasy.
Uzgoniliśmy szczegóły z właścicielką firmy wypożyczającej sprzęt pływający, po czym rozbiliśmy się na pobliskim polu namiotowym i uskutecznialiśmy długie polaków rozmowy nad jeziorkiem, przy ognisku. O północy zjawili się nasi trójmiejscy kibice derbowi z uśmiechami na twarzy, czyli dalsza część ekipy, którzy z wypiekami na policzkach opowiadali nam o triumfie Lechii…. i tak jakoś zeszło szybko bardzo do rana…
W sobotę szybkie pakowanie już w kompletnej ekipie i o punkt 10.00 siedzieliśmy w łącznie 6 kajakach tworząc wodną karawanę.
Po kilku postojach na kapiel i „popas”, mając za sobą ponad 20 km, zawitaliśmy pod tamą w miejscowości Mylof.
Tam nie było już tyle rozmów, a jedynie poezja śpiewana w różnorakim wydaniu i formie.
Niedzielny poranek okazał się ciężki i dopiero po późnym śniadaniu zdecydowaliśmy się w południe przeprawić przez tamę. Trasa do miejscowości Rytel okazała się o wiele bardziej interesująca niż z dnia poprzedniego.
Tak powolnym tempem nastał wieczór i powrót do domów.
Impreza bardzo udana ze świetną pogodą. … gdyby tylko nie ten bigos…
A zdjęć nie będzie z uwagi na protest sprzętu utrwalającego obraz. Kto był, ten widział…